Moda na maseczki w płachcie trwa w najlepsze, od kilku sezonów zjednując coraz większe rzesze fanów. Nie ma się dziwić: są urocze, wygodne i bardzo praktyczne. Nawet ja, największa sceptyczka koreańskiej pielęgnacji dałam się przekonać – od ubiegłorocznych wakacji co najmniej raz w miesiącu sięgam po tego typu kosmetyk.
Maski w płachcie nasączone są substancjami nawilżającymi, rozświetlającymi, oczyszczającymi, wygładzającymi czy rewitalizującymi – są dla skóry jak odżywczy kompres. Przylegając ściśle do twarzy, ograniczają przepływ powietrza – działają na zasadzie okluzji, co sprawia, że dobroczynne składniki wnikają w skórę lepiej i głębiej niż w przypadku tradycyjnych maseczek. Przeważnie są wykonane z cienkiej tkaniny przypominającej bawełnę lub hydrożelu, które nasączone są składnikami aktywnymi (takimi jak kwas hialuronowy, fito-kolagen, witamina C, wszelkiego rodzaju ekstrakty i wyciągi roślinne).
Ich olbrzymią zaletą jest łatwość użytkowania: maseczki nie wymagają wcześniejszego rozrabiania i jest od razu po otwarciu są gotowe do użycia; nie ściekają z twarzy, nie brudzą ubrań. Nie trzeba ich również zmywać – dzięki temu działają na skórę nawet po zdjęciu tkaniny. Wystarczy jedynie wklepać resztę płynu w twarz – ewentualnie nałożyć jeszcze krem nawilżający – i można spokojnie iść spać. Są bardzo higieniczne: nie brudzą rąk, włosów i ubrań, dzięki czemu po takiej kuracji nie musimy czyścić wszystkiego wokół 😉
Maseczki w płachcie idealnie sprawdzają się podczas podróżowania: są poręczne i szczelnie zapakowane, a co za tym idzie – bezpiecznie możemy je transportować, oszczędzając przy okazji sporo miejsce w walizce. Są też małym wybawieniem po długim, męczącym czasie w podróży: ich szybkie i skuteczne działanie sprawia, że w ciągu kilkunastu minut skóra odzyskuje zdrowy i promienny wygląd.
Natto Gum Mask vs Goat Milk Cream Mask.
Natto powstaje z fermentowanych ziaren soi i jest uważane za jeden z 5 najzdrowszych pokarmów na świecie – dlatego właśnie maseczka ma silnie nawilżać i odżywiać, wspomagać walkę ze starzeniem się skóry oraz tworzyć warstwę ochronną naskórka. W składzie Natto Gum Mask znajdziemy całe mnóstwo ekstraktów i wyciągów roślinnych: z korzenia lukrecji, korzenia imbiru, korzenia tataraku, z cytryńca chińskiego, z kłącza złotych nici japońskich (coptis japonica), z liści zielonej herbaty czy nasion grejfruta. Ich zadaniem jest przede wszystkim silne nawilżenie, ale nie tylko, bo maska także ma działać antyseptycznie, bakteriobójczo, przeciwzapalnie, regenerująco, tonizująco, odświeżająco i kojąco. Ma poprawiać koloryt skóry, przyspieszać gojenie ran, wzmacniać ściany naczyń krwionośnych, wspomagać leczenie trądziku i łojotokowego zapalenia skóry.
INCI: pełny skład produktu znajdziecie tutaj.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Druga z maseczek bazuje na kozim mleku, które zawiera kwas linolowy chroniący skórę przed nadmierną utratą wody – wspomaga regenerację naskórka, ujędrnia i uelastycznia skórę, zmiękcza zrogowaciały naskórek i zapobiega jego pękaniu. Zawarte w mleku proteiny łagodzą podrażnienia i dodatkowo tworzą na skórze ochronny film. Oprócz tego Goat Milk Cream Mask zawiera w sobie ekstrakt z korzenia piwonii, korzenia maca, wyciąg z bluszczu pospolitego, cynamonowca pospolitego oraz wodę z cyprysika japońskiego – mają wygładzać, odżywiać, ujędrniać, redukować zmarszczki i działać przeciwstarzeniowo.
INCI: pełny skład produktu znajdziecie tutaj.
Ale do rzeczy!
Obie maseczki stosowałam według zaleceń producenta – trzymałam je na oczyszczonej wcześniej twarzy przez 15-20 minut. Zdecydowanie lepiej sprawdziła się wersja z kozim mlekiem: skóra po niej była wyraźnie nawilżona i to nawilżenie utrzymywało się przez wiele godzin. Maska działała łagodząco i kojąco, przywracając zmęczonej skórze poczucie komfortu.
Wersja z fermentowanymi ziarnami soi okazała się z kolei za słaba na potrzeby mojej cery: działała raczej jak lekkie serum, po którym konieczne było użycie treściwego kremu – bez tego efekt nawilżenia zniknął razem z wchłonięciem się produktu w skórę (czyli już po kilku minutach). Mimo pokładanych w niej nadziei, Natto Gum Mask dała się poznać jako zwykły przeciętniak – do plusów mogę zaliczyć to, że przynajmniej nie wyrządziła mi krzywdy 😉
Stosujecie maseczki w płachcie? Która firma, według Was, ma najlepsze produkty w tej kategorii? 😉
Wpisy, które mogą zaciekawić:
30 komentarzy
Ja mam dwie ulubione od MediHeal 🙂 miałam też taką japońską od Marion która była genialna <3
Chętnie sięgam po maseczki w płachcie ale przyznam się, że nie przywiązuję zbytniej wagi do firmy. Najczęściej wybieram te o działaniu nawilżającym albo rozświetlającym.
A maseczki to taka miła forma krótkiego relaksu 🙂
Uwielbiam maseczki w płachcie, więc i tych jestem ciekawa 🙂
Nigdy nie nakładałam maseczki w płachcie, ale po Twoim wpisie chętnie wypróbuję 🙂
Bardzo lubię takie maseczki w płachcie, tych akurat nie znam ale ostatnio używałam z Korika.
Opakowania mają super nie znam tych ale uwielbiam maski w plachcie.
Maseczka + kakauko +Netflix = szczęśliwa Kasia!!!! PS: Uwiebiam Born Tree !
Uwielbiam maski w płachcie za wygodę przede wszystkim! Tych jeszcze akurat nie miałam, ale chętnie wypróbuję.
Choć jestem zwolenniczką maseczek z glinki to przyznaję, że maski w płachcie zdecydowanie zwyciężają pod względem czystości i wygody podczas ich stosowania.
Tych maseczek nie znam, ale również od czasu do czasu takie maski stosuję. Myślę że mogłaby się u mnie sprawdzić wersja z kozim mlekiem.
Nie używałam jeszcze tych maseczek, ale ta z kozim mlekiem mnie zainteresowała. Muszę spróbować 🙂
Bardzo lubię maseczki w płachcie, za to, ze możan je szybko nałożyć, a potem ściagamy i już
Wstyd się przyznać ale nigdy nie stosowałam maski w płachcie 🙂 Trochę za sprawą Zero Waste i minimalizmu, który towarzyszy mi na co dzień. Raczej stawiam na maseczki DIY, które świetnie się u mnie sprawdzają bądź po prostu na glinki 🙂
Oj tak bardzo lubie, i kupiłam ich dużo będąc w Polsce i w Niemczech. 😉
Ja ogólnie jestem w szoku jak mało wiemy o pielęgnacji twarzy czy rytuałach piękna. Japonia czy Korea jest w tym mistrzem!
Kocham, uwielbiam, jestem całkowitą zwolenniczką takich maseczek 🙂
Jak tu nie polubić takich maseczek, dobrze działają na skórę, nawet jeśli to chwilowy relaks i jeszcze są wygodne w użytkowaniu. 🙂
Azjaci zawsze coś ciekawego wymyślą 😉
Oj tak uwielbiam maseczki w płachtach. Po ich moja skóra jest dobrze nawilżona
Jeszcze ich nie znam, ale wyglądają interesująco! A teraz moja skóra – po nartach i basenie:) potrzebuje porządnego nawilżenia!
Ja się z nimi nie polubiłam ;/ w sumie zbyt wiele mojej skórze nie dały ;/
Przyznaję, że i ja się wkręciłam w koreańską pielęgnację i jestem niektórymi maseczkami oczarowana :))
Maska z mlekiem jest boska
Uwielbiam te maseczki. Nie dziwię się, że świat oszalał na ich punkcie 🙂
Hm, a ja nie słyszałam o takich maseczkach 😀 Chociaż może się skuszę, bo moja skóra ostatnio zrobiła się nieco kapryśna…
Ja to maseczki przede wszystkim kolekcjonuje 😀 Chociaż nie powiem ostatnio staram się o nich pamiętać. Wychodzi różne. Za to córka zaczyna mi je podbierać szczególnie właśnie te w płachcie 🙂
ojjj tak! ja uwielbiam maski w płachcie!!
Ja nadal nie wypróbowałam jeszcze takiej maseczki
Taka formuła to faktycznie wygoda, chociaż ja mam ten problem, że generalnie kosmetyki i produkty pielęgnacyjne owszem kupuję, tylko później zapominam ich użyć.
powiem szczerze. że pieerwsze słyszę o takim rodzaju maseczek 🙂
Właśnie czekam na swoją porcję podobnych azjatyckich maseczek – będę testować 😉