Marzec ubiegłego roku był momentem przełomowym mojej włosowej przygody. To właśnie wtedy po raz pierwszy sięgnęłam po indyjskie zioła. Nie spodziewałam się, że miłość między nami rozkwitnie tak bardzo – teraz nie wyobrażam sobie, by chociaż raz w miesiącu nie położyć na włosiu błotnistej mieszanki 😉
O zaletach naturalnego farbowania już kiedyś pisałam – chociaż każdy z opisanych punktów już wtedy był dla mnie najprawdziwszą prawdą, efekty rocznego kolorowania ziołami przeszły moje najśmielsze wyobrażenia. Ale od początku!
Wyjściowa kondycja włosów.
Powiem szczerze: dobrze nie było. Chociaż kosmyki nie wyglądały już tak źle, jak na samym początku włosomaniactwa, cały czas miałam problem z pozostałościami po ombre – rozjaśnione końcówki były słabe, kruszyły się i rozdwajały. Szczególnie boczne partie były ciężkie do ogarnięcia – tam włosy wycierały się nadzwyczaj ochoczo, a we fryzurze robiły się „dziury” i „schody” (jak zwał, tak zwał 😀 ).
Bez względu na to, co robiłam, i jak bardzo się starałam, nie potrafiłam wydobyć blasku z moich kosmyków. Były miękkie i milutkie w dotyku, jednak cały czas brakowało im zdrowego wyglądu.
Co w praktyce dało mi farbowanie ziołami?
Po pierwsze: kondycja i struktura.
W tej kwestii podziała się prawdziwa magia. Jasne, że efekty nie pojawiły od razu, bo stan kosmyków poprawiał się systematycznie, z każdym kolejnym farbowaniem. Włosy, które kiedyś kwalifikowały się jako zdefiniowane wysokoporowce, teraz skłaniają raczej ku grupie o średniej porowatości – są „cięższe”, bardziej gładkie i dłużej utrzymują wilgoć, przez co czas suszenia także się wydłużył.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Dzięki ziołowemu farbowaniu, włosy powoli zyskują wymarzony blask – chociaż wciąż sporo brakuje im do idealnej tafli. Są coraz bardziej mięsiste, sypkie i elastyczne, mniej się plączą i zdecydowanie łatwiej je rozczesać. Jedynie dolna partia, która pamięta ombre, od czasu do czasu stawia czynny opór w walce z grzebieniem czy szczotką 😉
Po drugie: grubość.
Widać to rewelacyjnie na poniższych zdjęciach: grubość pojedynczego kosmyka zdecydowanie się poprawiła. Chociaż końcówki wciąż pamiętają fazę rozjaśniania, teraz mniej się kruszą i rozdwajają, dzięki czemu nie trzeba podcinać ich tak często. Kiedyś końce włosów były praktycznie przeźroczyste, co pokazuje prawe dolne zdjęcie z kamerki mikroskopowej – nie ma się więc co dziwić, że tak łatwo się niszczyły. W tej chwili, otoczone barwnikiem z ziół, włosy stały się bardziej wytrzymałe i mniej podatne na uszkodzenia mechaniczne.
W związku z tym, że każdy pojedynczy kosmyk zyskał na grubości – także i obwód kucyka uległ poprawie. Niby nie dużo, ale to zawsze kilka milimetrów, które w przypadku włosów cienkich naprawdę są na wagę złota.
Po trzecie: skóra głowy.
W zasadzie nigdy nie miałam jakiś poważniejszych problemów ze skalpem – nie miewałam uczuleń czy podrażnień, a jedynie okresowe przetłuszczanie i łupież. Odkąd sięgam po indyjskie zioła i aplikuję je również na skórę głowy – wszystkie (podkreślam: wszystkie!) problemy w tej sferze zniknęły! Ziołowe błotko reguluje pracę gruczołów łojowych, wydłużając świeżość kosmyków u nasady, wspomaga procesy regeneracyjne skóry, odżywia ją, tonizuje i koi. Działa jak naturalny peeling, pozbywając się zrogowaciałego naskórka, poprawia krążenie i wzmacnia cebulki włosów.
(włosy przed farbowaniem / włosy po ostatnich ziołowych zabiegach)
Nie wiem jak Wy – ale ja jestem zachwycona efektami! Porównując obydwa zdjęcia, mam wrażenie, że teraz końcówki włosów nie są tak przerzedzone – są po prostu grubsze! A i kolor włosia bardziej mi odpowiada – gdyby nie eksperymenty z ziołami, pewnie nigdy nie zdecydowałabym się na tak radykalną zmianę 😉
Wpisy, które mogą zaciekawić:
26 komentarzy
Ja kiedyś bardzo długo farbowalam ziołami, ale teraz to zdecydowanie nie dla mnie. Nie ma mojego koloru
Uzyskałaś piękny kolor! Ja jestem na początku swojej przygody z hennowaniam. Dopiero zaczęłam z cassią i właśnie szukam swojego koloru. Myślałam właśnie o karmelowym brązie Orientany. Ten,który masz wydaje mi się idealny;) zdradzisz, którym odcieniem henny go uzyskałaś? Jestem pod wrażeniem efektów:)))
Pozdrawiam
Wooow!!!! Przepiękny efekt osiągnęłaś. Ja ostatnio mam bzika na punkcie pielęgnacji włosów i szukam inspiracji. Twój post z pewnością nią jest.
U mnie farby ziołowe czy henny się nie sprawdzają, ponieważ po 4 myciach się kolor wypiera. A najgorsze jest to, że nie pokrywają mi siwych włosów.
U mnie też by się już nie sprawdziło, właśnie ze względu na sporą ilość siwych włosów. 🙂
A czy przed farbowaniem myjesz włosy mocno oczyszczającym szamponem? Albo stosujesz odżywki z silikonami, albo olejami? Oleje i silikony niezmyte dokładnie oczyszczającym szamponem mogą utrudnić hennowanie 😉
Dobra – przyznaję się. Czytałam i mówię sobie „co ona opowiada, jak farbowanie ziołami w ogóle może być możliwe?”! No i faktycznie, sama jestem zachwycona efektami 🙂
Jak pięknie wyglądają te włosy 🙂
Kusi mni etakie błotko, chodzi głównie o mój skalp… tylko szkoda mi mojego blondu ) W tej wersji czuję się najlepiej.
Też kiedyś hennowałam. Efekty rzeczywiście nieziemskie. Szkoda tylko że jak zamarzyło mi się sombre to nie wiedziałam tyle co teraz o ziołach. Fryzjerka nie sputala. I zamiast sombre miałam glona 😉
Pierwszy raz się z czymś takim spotykam! brzmi ciekawie 🙂
Właśnie tego szukałam! Bliska mi osoba potrzebuje czegoś takiego. Standardowe farby niestety Ją uczuliły i szukamy innych rozwiązań. Jak dobrze, że do Ciebie trafiłam! 🙂
Efekt jest naprawdę bardzo dobry, tylko wymaga dużo czasu
Ja myślałam, że na tym zdjęciu są sznurki Ale faktycznie różnica spora.
Masz piękne włosy.
Ja bym się obawiała, że gdybym chciała później zmienić kolor np u fryzjerki – może być ciężko. Widziałam profesjonalną koloryzację włosów po kilku latach nakładania henny i to przez to ten strach.
Kiedy pragniemy osiągnąć naturalny odcień koloru, takie ziołowe farbowanie ma swoje uzasadnienie. 🙂
Przyznaję, że jestem pod wrażeniem. Pięknie i zdrowo 🙂
ja nigdy nie farbowałam
Widać super efekty 🙂 Podoba nam się ta zmiana 🙂
Ja aktualnie nie farbuję ziołami, ale farbuję na zielono 🙂
Ie farbuję w ogóle. Lubię swój kolor. Nawet nie wiedziałam, że można farbować ziołami.
Mam duże wątpliwości co do takich wyczynów z moją czupryną.
Przy brązach może się to sprawdzi, ale ja potrzebuję blondu
Nigdy nie farbowałam włosów, pomijając nieliczne pasemka za czasów małolaty. Ciekawy sposób i pięknie wyszło u ciebie. Ja chyba balabym się, że u mnie zrobią się zielone jak ten sproszek 🙂
Świetne efekty, ale ja niestety nie umiem w zioła. Boję się, że wyjdzie mi jakiś dziwny odcień – ane staram się wybierać jak najłagodniejsze farby bez amoniaku.
Ale fantastyczny efekt@! Czyli to działa naprawdę!