Odkąd zostałam etatową włosomaniaczką, na pukle nakładałam wszystko i w każdej ilości. Moja półka tak szybko zapełniła się przeróżnymi kosmetykami, że ich znaczą część niezwłocznie musiałam ulokować w innym miejscu 😉 Daleko mi było bowiem do minimalistyki. Nie widziałam w tym jednak niczego złego. Skoro włosy tylko korzystały na tak intensywnej pielęgnacji, a poprawie ulegało również moje samopoczucie? No właśnie 😉
Patrząc jednak z perspektywy czasu (a uwierzcie, nie potrzeba mi go było zbyt wiele) okazało się to dużym błędem. Moje pukle tak bardzo przyzwyczaiły się do maksymalizmu i bogactwa składników, że ledwo dwa tygodnie posuchy wystarczyły, by ich stan zauważalnie się pogorszył.
I to nie tak, że zupełnie przestałam dbać o włosy. Nie – ze względu na wyjazd musiałam znacząco ograniczyć ilość i częstotliwość stosowania przeróżnych różności. Rzadsze i krótsze nakładanie maski, chwilowa rezygnacja z olejowania – to główne przyczyny spadku kondycji moich pukli. Tak naprawdę przecież samo serum na końcówki czy olejek w kremie, a nawet bardzo zimna, rzeczna woda (nigdy nie miałam tak domkniętych łusek!) cudów nie zdziałają, gdy w codziennej pielęgnacji brak PEHowej równowagi. Już dawno bowiem nie miałam tak „lekkich” (bo niedociążonych) i elektryzujących się (bo przesuszonych) włosów.
Teraz, gdy już trochę ogarnęłam się z tym całym norweskim survivalem, powoli zaczynam „opracowywać” plan działania, by włosy chociaż trochę powróciły do normy sprzed wyjazdu. Przede mną więc jeszcze kilka testów, by znaleźć najlepszą pod każdym względem opcję.
A o tym, jak pójdzie eksperymentowanie, przeczytacie pewnie niebawem 😉
14 komentarzy
Mnie czeka włosowy survival za 2 tygodnie. Już po mału próbuję opracować jakiś plan, żeby uniknąć przesuszenia i spalenia słońcem jak rok temu 😉
Z pewnością jeszcze raz naloze hennę przed wyjazdem – mam nadzieję, że ona trochę ochroni włosy. Poza tym na noc olejowanie i może jakaś nawilżająca mgiełka.
Na pewno odpadają maski i wszystko co wymaga więcej czasu niż standardowe mycie :c
Jak znajdziesz jakiś złoty patent to daj znac ;))
Przeciw słońcu polecam w dalszym ciągu wcierkę Jantara w formie mgiełki. Świetnie się sprawdza w roli ochrony przed promieniami UV;) U mnie dobrze sprawdza się też olejek w kremie, o którym kiedyś pisałam. Zdarza się, że ratuję nim końcówki przed zupełnym przesuszeniem 😉
Koniecznie daj znać czy Ci się udało! Trzymam oczywiście kciuki, żeby tak było 🙂
Na razie jest ciężko. Ale walczę dzielnie!;)
Rozumiem Cię, chociaż u mnie najlepiej działa zasada „nie wszystko na raz” 🙂
Moje włosy z kolei lubią „nadmiar”. Najlepsza opcją jest w ogóle olejowanie z odrobiną gliceryny lub miodu i potem maska proteinowa. To najlepsze połączenie pielęgnacyjne 🙂
Ja chyba oddam na rozdanie ten krem, ta seria z Loreala kompletnie się nie sprawdza u mnie ;(
Dla mnie jest to najlepszy produkt do szybkiej pielęgnacji. Nie testowałam jeszcze reszty z tej serii, raz chyba wypróbowałam odżywkę – też dała radę 😉
Muszę tą maskę wypróbować 😀
Olejek w kremie? Polecam z całego serca! We wrześniu mam w planach przetestować resztę serii „Magiczna moc olejków” – dam znać, jak wrażenia po! 🙂
Czekam na ciąg dalszy 🙂 też niedługo wyjeżdżam i szukam sposobu na zdrowe włosy bez tych wszystkich olejów i masek.
Ciąg dalszy na pewno będzie! Posty już „się tworzą”;)
U mnie ostatnio z powodu wakacji ogromny minimalizm w pielęgnacji;)
U mnie niestety też…;) Ale mam mocne postanowienie, że w sierpniu lepiej o siebie zadbam! 🙂